Jak obiecalem - tak zrobilem. Remont zaczalem od dokladnego sprawdzenia.. instalacji elektrycznej, ktora jak sie okazalo byla jeszcze aluminiowa. Poprosilem dziewczyny by spytaly wlascicielke, czy zgodzi sie na jej wymiane no i za to zaplaci. Bo to troche szerszy zakres remontu, niz malowanie-odswiezenie scian, ale jak juz cos robic, to porzadnie. Poza tym - wszystko musialo byc honorowo. Moja nowa-stara dziewczyna, Karolinka, zalatwila mi dach nad glowa, zalatwila prace. Byl tylko jeden problem - nie moglem przeciez jej objadac. Ona tez nie pochodzila z jakiejs ponadprzecietnej rodziny. Znalem przeciez jej rodzicow - nadal mieszkali w tym samym bloku. To, ze ich corka okazala sie znacznie inteligentniejsza od rowiesnikow i zdala tak dobrze na medycyne i to w Warszawie, a nie w Bialymstoku, ktory nie mial dla przykladu dobrej opinii, nie oznaczalo, ze moge na niej zerowac. Postanowilismy wiec z Nia wspolnie, ze dam ogloszenie do internetu i bede jezdzil po ludziach na fuchy, gdzie sobie zarobie i wtedy bede miec i na zarcie i zaproponowalem, ze bede sie jej dokladal do wynajmu. Nie chciala, ale szybko ucialem, ze kolezanki wcale nie musza wiedziec, a tak bedzie po prostu uczciwie. Swoj twardy barlog zamienilem na miekkie lozko Karolinki, gdzie kazdego wieczoru zasypialem przytulony do jej aksamitnego ciala. Z reguly tez kochalismy sie codzien, jak kroliki. Bylo nas nam wciaz malo. Jezdzilem na fuchy, pierwsze pieniadze zwracalem dziewczyna za pozyczke na narzedzia, ktore uprzednio musialem sobie kupic. Potem z czasem wymienialem je na lepsze i nawet co nieco odkladalem do puszki. Remont u dziewczyn w domu zrobilem taki, ze wlasciciele chciel upasc, jak to zobaczyli. Nie byla to juz czysta, ale stara nora, a nowoczesnie wygladajace mieszkanie. Pobawilem sie nieco plyta KG robiac u jednej z dziewczyn fajne polki w scianie z podswietleniem z halogenkow, druga chciala miec sufit podwieszany z wiatrakiem - wszystko bylo. W koncu i dziewczyny przestaly traktowac mnie jak lumpa-sepa, ale jak zwyklego kolege, chlopaka swojej kolezanki. I to bylo ok. Beztroskie zycie trwalo ponad trzy miesiace. Ale wiadomo - wszystko kiedys musi sie skonczyc. Takim koncem byla chwila, kiedy za odlozone pieniadze kupilem Karolince prawdziwy zloty pierscionek. Niestety z cyrkonia, bo na brylant nie bylo mnie stac, ale taki duzy, a zarazem bardzo ladny i zgrabny. Wg mnie przynajmniej. Tak sobie ustawialem roboty, by miec ta akurat sobote wolna. Zarezerwowalem kino i stolik w moze nie najbardziej luksusowej, ale jednak restauracji. Film byl fajny, ale w restauracji moja dziewczyna zaczela cos przeczuwac. Porzucilem wiec pomysl publicznych oswiadczyn, choc o niczym innym nie potrafilem juz wowczas myslec. Na pytania o okazje takiej wystawnosci - mowilem cos o wdziecznosci za podana pomocna dlon, za „spotkanie po latach” (po roku), za zdany jakis tam egzamin - unikajac zasadniczego tematu. Wrocilismy do domu po naprawde cudownie spedzonym wieczorze. Moze dla was wydal sie on zwyczajny, albo normalnie trywialny, ale ja po raz pierwszy poczulem sie jak zwykly, normalny czlowiek, ktorym nigdy nie bylem, co dawano mi odczuc czesto i na kazdym kroku. Wreszcie zaczynalem byc szczesliwy i czulem, ze moj przesladujacy mnie pech sie konczy. A wszystko to dzieki tej, przy ktorej kiedys, dawno temu, w namiocie, mierzylismy sobie z kolegami siurki. A propos, bo nie wiem, czy pisalem wowczas, kto wygral..? No wiec, gdy wrocilismy do domu, a ja do pokoju po wieczornej toalecie, moja dekadencka dziewczyna juz kusila mnie swoim przepieknym, czarnym futerkiem, ktore hodowala na moja szczegolna i kategoryczna prosbe, przy niekoniecznie swojej pelnej aprobacie i zadowoleniu. Ale robila to dla mnie tak, jak ja wiele rzeczy robilem tylko dlatego, ze Ona mnie o to poprosila, lub po prostu, ze tak chciala. Zanim wiec wskoczylem na nia - wyjalem z kieszeni kurtki pudeleczko, a z niego zawartosc. Podszedlem, uklaklem i wyrzucilem z siebie jednym tchem walczac ze stresem, ktory nagle zmiekczyl mi nogi, zacisnal gardlo i tak zcisnal piers, ze z trudem lapalem powietrze i wypowiadalem kolejne slowa. Nie zapomne tego nigdy. Powiedzialem jej, ze od zawsze byla wyjatkowa, ze nigdy nie traktowala mnie jak tredowatego, czy kogos gorszego. Wiem, ze czesto za moimi plecami sie za mna wstawiala u innych dzieci i ze jestesmy sobie przeznaczeni. Ze kocham jej glos, jej spojrzenia, aksamitna skore i kilka innych detali, o ktorych teraz juz szczegolowo nie bede pisal. Ze jest jedyna osoba, ktora zawsze we mnie wierzyla, ktora mnie dopingowala i ktora nigdy sie ode mnie nie odwrocila. Ze incydent z przysiegi w Gizycku dawno wymazalem z pamieci i ze chce dalej sprawiac, by jej zycie bylo latwiejsze, a wowczas i ja bede najszczesliwszym czlowiekiem. No i oczywiscie jeszcze jedno, choc nie sadze bym juz byl na to gotowy - chce by byla matka moich dzieci.. Wtedy wyciagnalem reke z pierscionkiem, a druga w oczekiwaniu na jej dlon, ktora powoli mi podala. Nie mowila ani slowa, plakala, ale dala (nie szarpiac sie, wiec chyba tego chciala?) sobie nalozyc pierscionek i rzucila mi sie na szyje. To byla chwila, ktora sie pamieta do konca zycia i o jeden dzien dluzej. Teraz Karolinka byla juz praktycznie moja zona! Piski, krzyki, smiechy przyszly pozniej. Jak juz sie wycalowalismy to udalo mi sie od niej wymusic jeszcze zwerbalizowane potwierdzenie jej wlasnej, nieprzymuszonej woli i zgody. Potem, kiedy chcialem wrocic do planowanego przez nia programu wieczoru - ta sie zerwala, narzucila na siebie jakas halke i poleciala z piskiem do kolezanek pochwalic sie swiecidelkiem. Baby. Te zaraz tez w pisk i przylecialy do mnie, kolejno mi sie rzucajac na szyje i gratulujac. Dopiero teraz uswiadamiam sobie, ze niewiele sie zmienilo od czasow "namiotu". Przeciez wciaz bylism dziecmi - mielismy po niecale 20 lat!! Ale ja czulem sie juz na tyle dojrzaly, by byc pewien, ze podejmuje wlasciwa decyzje. Dostalem jednak nazajutrz pewne ultimatum, ktore musialem zaakceptowac, bo wiedzialem, ze po pierwsze - Karolci bardzo na tym zalezy, po drugie - musze to zrobic dla niej, by w srodowisku pozniej nikt jej nie docinal, ze ma meza nieuka, po trzecie - matura byla wymogiem dostania sie na szkolke do marynarki. Tylko, czy dalej tego chce, czy teraz, kiedy zaczynam stawac na nogi, kiedy mam juz prawie zone, kiedy w koncu, co najwazniejsze - mam szanse zbudowac dom, ktorego ja nigdy nie mialem, stworzyc rodzine, co bylo dla mnie totalnie obce, wreszcie miec zone, ktora tez bedzie z pracy czesac niezla kase - czy musze sam, decydowac sie na taki polowiczny celibat wstepujac do wojska?? A jesli wojsko, ktore uwazam, ze potrzebne jest kazdemu chlopcu by stal sie mezczyzna, zmieni mnie – „strepieje” i bede wyzywal sie na swojej rodzinie?? Sam przeciez doswiadczalem tego i wiem, co czuje dziecko zostawione, bite, zaniedbywane, gdzie rodzice nie okazuja mu czulosci. Nie, to marzenie - nalezy jak najszybciej wykreslic z listy. Teraz musze zrobic mature, dojrzec tzn. poustawiac sobie w glowie wiele rzeczy dotyczacych rodziny i wtedy moge z czystym sumieniem splodzic najlepiej syna. No, nie samego oczywiscie, ale od niego chcialbym zaczac. Oczywiscie mam swiadomosc, ze moze sie okazac, ze jestem chujowym do kwadratu ojcem, bo nie mam wzorcow, nie mam na czym bazowac. Wiem tylko, ze dziecko trzeba wysluchac, nie mozna zlewac i zostawiac go samego z jego problemami, ktore zawsze wydaja sie najwieksze na swiecie. Dziecka nie mozna katowac rzemieniem, az krew z dupy idzie. Tak, nie mozna tez zaglaskac i czasem klapa mozna, a nawet trzeba przyrznac by podkreslic wage pewnych zakazow. Ale nie wolno tego naduzywac, bo po prostu przestaje to dzialac, a dziecko jednak jest kruche i w szale, dorosly mezczyzna latwo moze je zakatowac na smierc, a chyba nie o to chodzi!? Bylo nam ze soba tak dobrze, uzgodnilism juz nawet kolor zaslon do pokoju dzieciecego, kiedy znow przyszedl ten dzien, gdy musialem pojechac do PUP i odhaczyc sie na liscie bezrobotnych. Taka comiesieczna procedura, najwytrwalszym przesuwana na co dwa miesiace. Bylem wiec w moim dawnym miescie, polazilem troche odwiedzajac stare smiecie i konfrontujac stary swiat z nowym. Spotkalem sasiadke moich rodzicow, ktora powiedziala mi, ze zaraz po urodzeniu dziecka, dziewczynki, moi adopcyjni wyjechali z Polski. Czyli stalo sie to jak jeszcze bylem w wojsku.. Pelen roznych przemyslen, rozmyslajac tez o czekajacej mnie robocie u kolejnego klienta, ktory zazyczyl sobie jakies ekstra swiatla w remontowanej lazience itd. wracalem busem do Warszawy. Szczerze mowiac, to wszystko o czy marzylem - to wykapac sie zmywajac z siebie te stare syfy, ktore zobaczylem w miescie swojej mlodosci i muc sie jak codzien przytulic do cycusia mojej "zonki" i isc spac, bo o 5 pobodka. Kiedy wszedlem jednak do mieszkania - swiat znow runal mi spod nog.. W mieszkaniu zastalem jedna ze wspollokatorek w stanie, ktory okreslil bym jako delirium. Nie bylo to jednak spowodowane przepiciem, ale wiadomoscia, ze Karolina miala wypadek. Nie bylem w stanie sie od niej dowiedziec nic wiecej, dziewczyna siedziala jak surykatka z chustka w reku, czerwona na twarzy i trzesla sie lkajac. Wiedzialem, ze musze powstrzymac swoj pech, ktory musialem przekazac chyba wraz ze swym nasieniem mojej Karolci.. Dzwonilem na jej komorke, ale milczala, komorka drugiej z lokatorek tez. Pobieglem wreszcie na pobliski komisariat dowiedziec sie jak moge ustalic, gdzie Ona jest. Wreszcie po kilkunastu telefonach na wygooglane numery szpitali znalazlem ja. Pamietam tylko, ze poganialem taksowkarza, az ten sie wkurwil i malo mnie nie wyrzucil z samochodu. Kiedy wbieglem na korytarz, gdzie miala lezec moja Karolinka, okazalo sie, ze siedzi tam nasza kolezanka-wspollokatorka w stanie podobnym do pierwszej surykatki. Powiedziala, ze byly razem, przechodzily przez jezdnie i nagle ktos w nie wjechal. Wjechal i pojechal dalej. Moja zona byla w bardzo ciezkim stanie. Uderzenie podrzucilo ja wysoko do gory, jak spadla to... Podejrzewano uszkodzenie kregoslupa szyjnego, miednicy, wstrzasnienie mozgu. Lezala wstepnie opatrzona i czekala najprawdopodobniej na operacje, bo podejrzewali jakis krwotok wewnetrzny. Jak przyjechalem to analizowali zdjecia chyba tomokomputera. Musialem sie maksymalnie skupic by zrozumiec te opowiesci z ust przytulonej do mnie dziewczyny, ktora prawdopodobnie sama cudem uniknela tragedii. Jak juz zdalem sobie sprawe z tego wszystkiego - runalem na ziemie. Nie bylem w stanie zmusic nog do posluszenstwa, ktore zgiely sie pode mna, jak by byly ze zwinietej chusteczki higienicznej. Ktos podbiegl pomagajac mi sie podniesc, ale tak podpelzlem pod sciane i siedzialem tam dochodzac do siebie. Zbiegli sie nastepni. Nie pamietam, co dokladnie sie wydarzylo, bo urwal mi sie film. Ocknalem sie na fotelu, pod czujnym okiem pracujacej obok pielegniarki. Powiedzialem, ze wszystko ok, tylko nogi.. ze nie moglem nad nimi zapanowac, ze chcialem wstac, ale nie moglem i cos tam bredzilem, az nie uswiadomilem sobie, co ja tutaj robie. "Moja zona!?" - tylko ponoc wykrzyknalem zaczalem podnosic sie z fotela. Nogi dalej, a moze znow, mialem miekkie jak z waty, a kiedy to pisze, z trudem opanowuje emocje. Kiedy wreszcie pani zaprowadzila mnie pod sale, gdzie upadlem powiedziano jej, ze Karolcia jest juz na stole i ze nie jest dobrze. Chwialem sie, nie panujac nad nogami, ale kazalem sie prowadzic na blok operacyjny. W poczekalni zobaczylem siedzacych w fotelach jej rodzicow i nasza kolezanke, ktora probowala im opowiedziec przebieg zdarzenia. Po jakims strasznie dlugim czasie wyszedl wreszcie lekarz. Nie wiem dokladnie co mowil, ale rodzice zaczeli plakac, a mnie serce bilo jak oszalale i znowu mi sie urwal film. Znow zostalem sam!   Dwa dni po tej tragicznej nocy, kiedy to stracilem milosc swojego zycia zadzwonil telefon. Myslalem,ze to kolejny klient raczej ze zjeba za nieprzyjscie w umowionym terminie niz z propozycja nowej fuchy, ale zauwazylem kierunkowy siedlecki. Odebralem. Dzonil ojciec mojej Karolinki, ktory powiedzial, ze znalazl moj numer w Jej telefonie, ze czytali z zona smsy i ze szpitala dostali Jej rzeczy, wsrod ktorych byl tez pierscionek. Poniewaz kontakt zatytuowany byl "Moj maz", a wczesniej Karolinka dzwonila do matki mowiac, ze wlasnie ktos sie jej oswiadczyl, ale jeszcze nie powie kto, ze ponoc mielismy przyjechac w weekend, razem na obiad - wnioskuje, ze to ja jestem narzeczonym jego corki. Potwierdzilem, ze tak, ze pierscionek dostala ode mnie i przyjela oswiadczyny. Bardzo kulturalnie, choc napewno wszystko to bylo tak samo trudne dla nich, jak i dla mnie, powiedzial jeszcze, ze w takim razie oczywiscie powiadomia mnie o dacie pogrzebu, ktory bedzie tu i tu, a nie w Warszawie, gdyz ich corka pochodzila wlasnie stamtad, ale pomimo, ze czas jest malo odpowiedni - chcieliby mnie poznac wczesniej, jesli to mozliwe. Odpowiedzialem wiec, zwracajac sie do niego per pan i z imieniem, ze dobrze mnie znaja, gdyz to ja jestem ten i ten, ze chodzilem z Karolcia w liceum, potem nasze drogi nieco sie rozeszly przez moich rodzicow, ale od pol roku, kiedy to spotkalismy sie przypadkiem - znow bylismy razem. I ze naturalnie bede bardzo wdzieczny za telefon z data pogrzebu, gdyz nie weobrazam sobie, by moglo mnie na nim zabraknac. W odpowiedzi uslyszalem tylko "aha, wiec to ty.." i pozegnalismy sie. Wiem, ze Jej rodzice byli bardzo kulturalni i mimo, ze nigdy nie dali mi tego po sobie poznac, przez moja przeszlosc, czy dziecinstwo - nie byli do mnie radosnie nastawieni, jako do chlopaka ich corki. Wg nich ona zaslugiwala na kogos lepszego, nie na przyblede, wiec wiadomosc, ze to ja jestem ich przyszlym zieciem - napewno zdrowo go zaskoczyla i nie byla po ich mysli. Choc teraz to przeciez juz bez znaczenia.. Denerwowalo mnie tylko jedno, ze miasteczko, z ktorym mam tylko zle wspomnienia, gdzie przezylem cale swe zjebane dziecinstwo, o ktorym chcialem zapomniec, wymazac z pamieci - teraz bede nawiedzal czesto, bo bedzie tam spoczywac moja prawie-zona, jedyna jasna gwiazdka w tej calej obesranej okolicy, ktora jakis debil mi tak po prostu odebral, ktorej zniszczyl jej piekne, mlode zycie. Ktora zgasil i pogrzebal. Z tym sie nie potrafilem pogodzic. I chyba do dzisiaj nie potrafie. A sprawca wypadku? Warszawa pod tym wzgledem jest fajna, bo Wielki Brat zewszad patrzy. Bez trudu ustalili auto, numery, jedna z kamer nawet uchwycila kawal twarzy kierowcy. Okazala sie nim.. pewna znana pani, chwilowo wowczas na podwojnym gazie. Suma sumarum - chuj jej zrobiono, bo to byl jej pierwszy raz, bo ma dzieci no i najwazniejsze - miala kase na najlepszego papuge, na rzesze bieglych, ekspertyzy itd. Dostala piatke w zawiasach i sprawa sie rozeszla po kosciach. Ale nie dla mnie. Podczas pogrzebu mojej Karolci, kiedy zegnalem sie z nia po raz ostatni i oddalem Jej jej pierscionek - poprzysiaglem, ze dorwe drania. I pomalu, mimo tylu lat - skladam swoj plan doskonaly.. Co jednak wtedy mialem zrobic? Nie potrafilem sobie z tym poradzic. Nie mialem nikogo, doslownie nikogo by z nim nawet o tym pogadac, by mu sie wyzalic, wyplakac. Wszystko to siedzialo we mnie. A takie problemy nieleczone - lubia peczniec. Z tego wszystkiego zaczalem pic i znowu palic, co rzucilem, bo Karolinka nie cierpiala smrodu dymu. To powodowalo konflikty ze wspollokatorkami, ktore szybko kazaly mi sie wynosic. Przestalem zarabiac, a z czasem wydalem nieliczna, ale cala odlozona kase. Znow bylem sam, bez dachu nad glowa, z wielkim poczuciem niesprawiedliwosci i znow zadawalem sobie pytanie - dlaczego znowu to mnie spotyka. W dniu, kiedy wyprowadzalem sie bylem trzezwy, przeprosilem obie dziewczyny, podziekowalem, ze kiedys zgodzily sie mi dac szanse i przygarnely pod wspolny dach. Na podstawie tego, co mowily zorientowalem sie, ze nie maja pojecia o mojej sytuacji zyciowej. Ale przeciez nie bede nikogo bral na litosc, prawda? Honor, honor i jeszcze raz honor. Jedyne, poza pechem, co w moim zyciu bylo niezmienne. Spedzilem pierwsza noc na Dworcu Centralnym. Poznalem przy tym jakis dwoch narkomanow - razem bylo razniej. Udzielili mi kilku wskazowek, jak przetrwac. Niestety dosc bardzo rzucalem sie w oczy, bo nie bylem ubrany w lachmany, nie smierdzialem, mialem ze soba torbe podrozna. Tylko po prostu nie mialem na tym swiecie wlasnego lozka. Dwa razy bylem spisywany - raz przez policje, raz przez sokistow i ochrone dworca. Dowod jaki mialem mial wciaz adres mieszkania po moich bylych rodzicach, wiec mialem wywalone na to. Rano powiedzieli mi, ze gdzies za dworcem, "przy slimaku" (chodzilo o kreta ulice dojazdowa) daja jesc. Poszedlem. Dluga kolejka lumpiarni chyba z calej Warszawy i tylko kilka stolikow z koszami z chlebem i garnkiem czegos, pomiedzy owsianka a krochmalem. Zezarlem wszystko marzac o dokladce. Wiedzialem, ze nastepne jedzenie - jutro o tej samej porze. Opadalem z sil. Tych psychicznych. W kazdej zauwazonej blondynce widzialem moja narzeczona. Widzialem obrazy w glowie, a w uszach slyszalem tysiace Jej glosow. Glowa mi eksplodowala. Nie potrafilem z tym walczyc, wiec po prostu staralem sie nie ulegac. Drugiego dnia, w komisie GSM w pobliskim przejsciu opchnalem swoja komorke. Byla stara, wiec gosc powiedzial ze wziasc moze ja tylko na czesci, wiec dostalem grosze. Niedaleko byl nieistniejacy dzis supermarket Rema1000, w ktorym kupilem bulki i mleko. Tak samo wygladaly kolejne dni. Po czterach, zaczynalem wtapiac sie w tlum, tzn. bylem brudny, smierdzacy, poplamilem gdzies spodnie. Na dodatek jak spalem - skradziono mi torbe. Tyle, ze teraz wszystkie swoje dokumenty mialem juz poskladane na 100x w kieszeniach kurtki. Znow zostalem goly i wesoly. Wtedy tez bezpowrotnie stracilem to, co mialem teraz najcenniejszego - moja stara chuste rezerwisty. Pieniadze za telefon zaczely sie konczyc, juz nie kupowalem mleka. Po poltora tygodniu zycia na dworcu mialem dosc. Rozdajace jedzenie siostry poprosilem by na nastepny dzien przyniosly dla mnie kartke w kopercie i dlugopis, gdyz musze wyslac list. Dostalem go wraz z porcja zupy i pozniej przystapilem do pisania listu. Byl to list pozegnalny. Wlasciwie nie wiem, do kogo mial byc kierowany. Bardziej chodzilo o wyjasnienie motywow, prosbe o zrozumienie i wybaczenie przez tych, ktorym moje odejscie moglo przyspozyc klopotow. Mialem juz wsrod mieszkancow Centralnego swoja ksywke, ktorej szybko nauczyli sie tez patrolujacy stale ten teren policjanci i ochroniarze zyjacy nota bene z mieszkajacymi tam bezdomnymi "za pan brat". Podpisalem sie wiec tak pod listem obok swojej ksywki, do koperty dolozylem moj duplikat swiadectwa z zawodowki, dowod osobisty, ksiazeczke wojskowa, decyzje z PUP oraz pismo z WKU w Gdyni jakie mialem z odmowa na moj wniosek i kierowaniem mnie ponownie do swojego WKU pomimo, jak napisalem "niecheci komendanta do kierowania ochotnikow do sluzby w marynarce, a jedynie w wojskach ladowych". Ksiazeczka RUM, nietknieta, z powodu swych pokaznych rozmiarow - wyladowala w dworcowym smietniku. Koperte zakleilem i schowalem. Plan mialem taki, by nad ranem podrzucic ja na dworcowy komisariat, a samemu pojsc na most i skoczyc do Wisly. Zadne wieszanie, zadne bzdury, tylko cyk i po sprawie. Nawet jak bym nie polamal sie od upadku - w obecnym stanie napewno bym nie doplynal do brzegu i utopil sie. Nie mialem ani po co, ani dla kogo zyc. Jak postanowilem, tak zrobilem, choc wiedzialem, ze jak juz zostawie list, nie bedzie odwrotu - nie byloby honorowo speniac nad barierka. Wtedy juz trzeba skakac. I stalem juz na moscie, ba, nawet siedzialem na barierce z nogami na zewnatrz, ale jeszcze uslyszalem swoja Karolinke. Nie chcialem tego w tym momencie. Zawsze uwazalem samobojcow za tchorzliwe smiecie, ktore samemu uciekajac od problemow - stwarzaja je innym. Bo np. taki ojciec sie wiesza, bo rodzina ma dlugi, a on juz nic wiecej nie moze zrobic. Czy pomaga tym rodzinie?? No kurwa nie! Wrecz przeciwnie, nie dosc, ze dlugi nadal pozostaja, to wszyscy cierpia po stracie ojca i meza, a w dodatku teraz cala rodzine musi utrzymac sama matka. Bo wisielec od problemow siebie samego tylko zwolnil. A jesli jeszcze nie powiesi sie we wlasnym mieszkaniu, tylko gdzies indziej? Stwarza problemy wlascicielowi obiektu! Ze mna bylo inaczej. Ja nikomu nie robilem problemu. No moze tylko nurkom, ktorzy moze by mnie szukali, ale liczylem, ze gdzies, kiedys wyplyne. Nie mialem rodziny, nie mialem nikogo. Tak naprawde moja smierc nikomu by nie zaszkodzila, nie przyniosla zadnej straty, cierpienia. Bylem nikim. Nikt o mnie nie wiedzial, dla nikogo nic nie znaczylem. Nie mialem dlugow, ale tez nie mialem zadnego majatku. Nie mialem domu, auta, a narzedzia i kupione dvd - przepilem jeszcze mieszkajac z dziewczynami. Nie liczylem tez, ze ktokolwiek ruszy dupe by mnie szukac. Niestety, mylilem sie. Pisze "niestety", bo gdyby mi sie wtedy udalo skoczyc - moze bylbym blizej mojej Gwiazdeczki, ktora napewno z gory patrzyla na ma powolna agonie. Moze bylaby szansa, zanim trafil bym do lochow mieszac kadzie ze smola - by choc raz jeszcze ja przytulic, by sie chociaz pozegnac, czego tamtego dnia nie uczynilem nie chcac jej rano obudzic.. Wreszcie chcialbym jej jeszcze tyle rzeczy powiedziec.. Potem powiedziano mi, ze jak przechodzilem przez barierke widziala mnie jakas laska, ktora rano, przed praca biegala na praska strone i spowrotem. Ona zadzwonila na policje. Dodatkowo ktos z komisariatu kolejowego wczesnie zauwazyl moj list i ten juz byl przeczytany i oni, ze swej strony tez powiadomili dyzurnego komendy miejskiej. Ten, dostal dwa sygnaly i polaczyl fakty. Nie pisalem na ktory most ide i poczatkowo planowalem przejsc tunelem na most kolejowy, ale obawialem sie, ze maszynisci porannych pociagow powiadomia SOK o spacerowiczu na torach. Wybralem wiec most samochodowy, do ktorego bylo dalej, ale liczylem, ze wciaz bedzie malo samochodow z racji niedzielnego poranka. Siedzialem wiec walczac z Jej glosem w glowie, cos sie tlumaczac, gdy uslyszalem wolanie. Jak sie obejrzalem - policjanci stali niedaleko i nawolywali mnie do zejscia. Nie chcialem sie zgodzic, bo gdzie mialem wracac, na dworzec? Przyjechala jeszcze jakas babka, potem sie dowiedzialem, ze psycholog policyjna, ktora tak mnie zagadywala, az ktos niezauwazenie sie zakradl do mnie i mocno chwytajac od tylu sciagnal mnie z barierki na most. Co za kurwa pech - nawet zabic sie nie potrafie! Odwieziono mnie na dolek. Potem przesluchiwal jakis policjant - chcial wiedziec, kto mnie do tego namowil. Widzialem tez, ze mial juz przy sobie w teczce moj list wraz z dokumentami, ktore zostawilem w kopercie. Potem rozmawiala ze mna ta wlasnie pani psycholog. Nie wiem, ile godzin tam siedzialem, ale dlugo. Bardzo dlugo. Kiedy przerobilismy juz moj zyciorys, pani podziekowala i wyszla. Wrocil pierwszy policjant, ktory oznajmil, ze nie ma podstaw do umieszczenia mnie na obserwacji psychiatrycznej, oddal wszystkie moje dodkument i powiedzial, zebym skorzystal z pomocy osrodkow, organizacji itp. i ze jak jeszcze raz sprobuje - beda musieli zamknac mnie w wariatkowie. W sumie mialbym lozko, prysznic, dach nad glowa i 3 posilki dzienne.. Policja odwiozla mnie do osrodka dla bezdomnych, gdzie wykapalem sie i dostalem nowe ciuchy. Nowe, tzn. uprane, nie moje, nie, ze ze sklepu. Nocowalem tam tez 2 noce, ale nie bylem w stanie tam wytrzymac. W wiekszosci starcy, jeczacy, gadajacy, syczacy, knujacy cos - to, to jest dopiero psychiatryk! Trzeciego dnia powiedzialem, ze musze wyjsc, wiec dostalem kurtke i juz nie wrocilem. Poszedlem.. na Dworzec Centralny. Myslalem nad tym dwa dni i nie bylo mi latwo, ale podjalem decyzje, ze bedzie to jedyna szansa sie jakos odbic od dna.CDN