Jak obiecalem - tak zrobilem. Remont
zaczalem od dokladnego sprawdzenia.. instalacji elektrycznej, ktora jak sie
okazalo byla jeszcze aluminiowa. Poprosilem dziewczyny by spytaly wlascicielke,
czy zgodzi sie na jej wymiane no i za to zaplaci. Bo to troche szerszy zakres
remontu, niz malowanie-odswiezenie scian, ale jak juz cos robic, to porzadnie.
Poza tym - wszystko musialo byc honorowo. Moja nowa-stara dziewczyna,
Karolinka, zalatwila mi dach nad glowa, zalatwila prace. Byl tylko jeden
problem - nie moglem przeciez jej objadac. Ona tez nie pochodzila z jakiejs
ponadprzecietnej rodziny. Znalem przeciez jej rodzicow - nadal mieszkali w tym
samym bloku. To, ze ich corka okazala sie znacznie inteligentniejsza od
rowiesnikow i zdala tak dobrze na medycyne i to w Warszawie, a nie w
Bialymstoku, ktory nie mial dla przykladu dobrej opinii, nie oznaczalo, ze moge
na niej zerowac. Postanowilismy wiec z Nia wspolnie, ze dam ogloszenie do
internetu i bede jezdzil po ludziach na fuchy, gdzie sobie zarobie i wtedy bede
miec i na zarcie i zaproponowalem, ze bede sie jej dokladal do wynajmu. Nie
chciala, ale szybko ucialem, ze kolezanki wcale nie musza wiedziec, a tak
bedzie po prostu uczciwie. Swoj twardy barlog zamienilem na miekkie lozko
Karolinki, gdzie kazdego wieczoru zasypialem przytulony do jej aksamitnego
ciala. Z reguly tez kochalismy sie codzien, jak kroliki. Bylo nas nam wciaz
malo.
Jezdzilem na fuchy, pierwsze pieniadze zwracalem
dziewczyna za pozyczke na narzedzia, ktore uprzednio musialem sobie kupic.
Potem z czasem wymienialem je na lepsze i nawet co nieco odkladalem do puszki.
Remont u dziewczyn w domu zrobilem taki, ze wlasciciele chciel upasc, jak to
zobaczyli. Nie byla to juz czysta, ale stara nora, a nowoczesnie wygladajace
mieszkanie. Pobawilem sie nieco plyta KG robiac u jednej z dziewczyn fajne
polki w scianie z podswietleniem z halogenkow, druga chciala miec sufit
podwieszany z wiatrakiem - wszystko bylo. W koncu i dziewczyny przestaly
traktowac mnie jak lumpa-sepa, ale jak zwyklego kolege, chlopaka swojej
kolezanki. I to bylo ok. Beztroskie zycie trwalo ponad trzy miesiace. Ale
wiadomo - wszystko kiedys musi sie skonczyc. Takim koncem byla chwila, kiedy za
odlozone pieniadze kupilem Karolince prawdziwy zloty pierscionek. Niestety z
cyrkonia, bo na brylant nie bylo mnie stac, ale taki duzy, a zarazem bardzo
ladny i zgrabny. Wg mnie przynajmniej. Tak sobie ustawialem roboty, by miec ta
akurat sobote wolna. Zarezerwowalem kino i stolik w moze nie najbardziej
luksusowej, ale jednak restauracji. Film byl fajny, ale w restauracji moja
dziewczyna zaczela cos przeczuwac. Porzucilem wiec pomysl publicznych oswiadczyn,
choc o niczym innym nie potrafilem juz wowczas myslec. Na pytania o okazje
takiej wystawnosci - mowilem cos o wdziecznosci za podana pomocna dlon, za „spotkanie
po latach” (po roku), za zdany jakis tam egzamin - unikajac zasadniczego
tematu. Wrocilismy do domu po naprawde cudownie spedzonym wieczorze. Moze dla
was wydal sie on zwyczajny, albo normalnie trywialny, ale ja po raz pierwszy
poczulem sie jak zwykly, normalny czlowiek, ktorym nigdy nie bylem, co dawano
mi odczuc czesto i na kazdym kroku. Wreszcie zaczynalem byc szczesliwy i
czulem, ze moj przesladujacy mnie pech sie konczy. A wszystko to dzieki tej,
przy ktorej kiedys, dawno temu, w namiocie, mierzylismy sobie z kolegami
siurki. A propos, bo nie wiem, czy pisalem wowczas, kto wygral..? No wiec, gdy
wrocilismy do domu, a ja do pokoju po wieczornej toalecie, moja dekadencka
dziewczyna juz kusila mnie swoim przepieknym, czarnym futerkiem, ktore hodowala
na moja szczegolna i kategoryczna prosbe, przy niekoniecznie swojej pelnej
aprobacie i zadowoleniu. Ale robila to dla mnie tak, jak ja wiele rzeczy
robilem tylko dlatego, ze Ona mnie o to poprosila, lub po prostu, ze tak
chciala. Zanim wiec wskoczylem na nia - wyjalem z kieszeni kurtki pudeleczko, a
z niego zawartosc. Podszedlem, uklaklem i wyrzucilem z siebie jednym tchem
walczac ze stresem, ktory nagle zmiekczyl mi nogi, zacisnal gardlo i tak
zcisnal piers, ze z trudem lapalem powietrze i wypowiadalem kolejne slowa. Nie
zapomne tego nigdy. Powiedzialem jej, ze od zawsze byla wyjatkowa, ze nigdy nie
traktowala mnie jak tredowatego, czy kogos gorszego. Wiem, ze czesto za moimi
plecami sie za mna wstawiala u innych dzieci i ze jestesmy sobie przeznaczeni.
Ze kocham jej glos, jej spojrzenia, aksamitna skore i kilka innych detali, o
ktorych teraz juz szczegolowo nie bede pisal. Ze jest jedyna osoba, ktora
zawsze we mnie wierzyla, ktora mnie dopingowala i ktora nigdy sie ode mnie nie
odwrocila. Ze incydent z przysiegi w Gizycku dawno wymazalem z pamieci i ze
chce dalej sprawiac, by jej zycie bylo latwiejsze, a wowczas i ja bede
najszczesliwszym czlowiekiem. No i oczywiscie jeszcze jedno, choc nie sadze bym
juz byl na to gotowy - chce by byla matka moich dzieci.. Wtedy wyciagnalem reke
z pierscionkiem, a druga w oczekiwaniu na jej dlon, ktora powoli mi podala. Nie
mowila ani slowa, plakala, ale dala (nie szarpiac sie, wiec chyba tego
chciala?) sobie nalozyc pierscionek i rzucila mi sie na szyje. To byla chwila,
ktora sie pamieta do konca zycia i o jeden dzien dluzej. Teraz Karolinka byla
juz praktycznie moja zona! Piski, krzyki, smiechy przyszly pozniej. Jak juz sie
wycalowalismy to udalo mi sie od niej wymusic jeszcze zwerbalizowane
potwierdzenie jej wlasnej, nieprzymuszonej woli i zgody. Potem, kiedy chcialem
wrocic do planowanego przez nia programu wieczoru - ta sie zerwala, narzucila
na siebie jakas halke i poleciala z piskiem do kolezanek pochwalic sie
swiecidelkiem. Baby. Te zaraz tez w pisk i przylecialy do mnie, kolejno mi sie
rzucajac na szyje i gratulujac. Dopiero teraz uswiadamiam sobie, ze niewiele sie
zmienilo od czasow "namiotu". Przeciez wciaz bylism dziecmi -
mielismy po niecale 20 lat!! Ale ja czulem sie juz na tyle dojrzaly, by byc
pewien, ze podejmuje wlasciwa decyzje. Dostalem jednak nazajutrz pewne
ultimatum, ktore musialem zaakceptowac, bo wiedzialem, ze po pierwsze - Karolci
bardzo na tym zalezy, po drugie - musze to zrobic dla niej, by w srodowisku
pozniej nikt jej nie docinal, ze ma meza nieuka, po trzecie - matura byla
wymogiem dostania sie na szkolke do marynarki. Tylko, czy dalej tego chce, czy
teraz, kiedy zaczynam stawac na nogi, kiedy mam juz prawie zone, kiedy w koncu,
co najwazniejsze - mam szanse zbudowac dom, ktorego ja nigdy nie mialem,
stworzyc rodzine, co bylo dla mnie totalnie obce, wreszcie miec zone, ktora tez
bedzie z pracy czesac niezla kase - czy musze sam, decydowac sie na taki
polowiczny celibat wstepujac do wojska?? A jesli wojsko, ktore uwazam, ze
potrzebne jest kazdemu chlopcu by stal sie mezczyzna, zmieni mnie – „strepieje”
i bede wyzywal sie na swojej rodzinie?? Sam przeciez doswiadczalem tego i wiem,
co czuje dziecko zostawione, bite, zaniedbywane, gdzie rodzice nie okazuja mu
czulosci. Nie, to marzenie - nalezy jak najszybciej wykreslic z listy. Teraz
musze zrobic mature, dojrzec tzn. poustawiac sobie w glowie wiele rzeczy
dotyczacych rodziny i wtedy moge z czystym sumieniem splodzic najlepiej syna.
No, nie samego oczywiscie, ale od niego chcialbym zaczac. Oczywiscie mam
swiadomosc, ze moze sie okazac, ze jestem chujowym do kwadratu ojcem, bo nie
mam wzorcow, nie mam na czym bazowac. Wiem tylko, ze dziecko trzeba wysluchac,
nie mozna zlewac i zostawiac go samego z jego problemami, ktore zawsze wydaja
sie najwieksze na swiecie. Dziecka nie mozna katowac rzemieniem, az krew z dupy
idzie. Tak, nie mozna tez zaglaskac i czasem klapa mozna, a nawet trzeba
przyrznac by podkreslic wage pewnych zakazow. Ale nie wolno tego naduzywac, bo
po prostu przestaje to dzialac, a dziecko jednak jest kruche i w szale, dorosly
mezczyzna latwo moze je zakatowac na smierc, a chyba nie o to chodzi!?
Bylo nam ze soba tak dobrze, uzgodnilism juz nawet
kolor zaslon do pokoju dzieciecego, kiedy znow przyszedl ten dzien, gdy
musialem pojechac do PUP i odhaczyc sie na liscie bezrobotnych. Taka
comiesieczna procedura, najwytrwalszym przesuwana na co dwa miesiace. Bylem
wiec w moim dawnym miescie, polazilem troche odwiedzajac stare smiecie i
konfrontujac stary swiat z nowym. Spotkalem sasiadke moich rodzicow, ktora
powiedziala mi, ze zaraz po urodzeniu dziecka, dziewczynki, moi adopcyjni
wyjechali z Polski. Czyli stalo sie to jak jeszcze bylem w wojsku.. Pelen
roznych przemyslen, rozmyslajac tez o czekajacej mnie robocie u kolejnego
klienta, ktory zazyczyl sobie jakies ekstra swiatla w remontowanej lazience
itd. wracalem busem do Warszawy. Szczerze mowiac, to wszystko o czy marzylem -
to wykapac sie zmywajac z siebie te stare syfy, ktore zobaczylem w miescie
swojej mlodosci i muc sie jak codzien przytulic do cycusia mojej
"zonki" i isc spac, bo o 5 pobodka. Kiedy wszedlem jednak do mieszkania
- swiat znow runal mi spod nog..
W mieszkaniu zastalem jedna ze wspollokatorek w
stanie, ktory okreslil bym jako delirium. Nie bylo to jednak spowodowane
przepiciem, ale wiadomoscia, ze Karolina miala wypadek. Nie bylem w stanie sie
od niej dowiedziec nic wiecej, dziewczyna siedziala jak surykatka z chustka w
reku, czerwona na twarzy i trzesla sie lkajac. Wiedzialem, ze musze powstrzymac
swoj pech, ktory musialem przekazac chyba wraz ze swym nasieniem mojej
Karolci.. Dzwonilem na jej komorke, ale milczala, komorka drugiej z lokatorek
tez. Pobieglem wreszcie na pobliski komisariat dowiedziec sie jak moge ustalic,
gdzie Ona jest. Wreszcie po kilkunastu telefonach na wygooglane numery szpitali
znalazlem ja. Pamietam tylko, ze poganialem taksowkarza, az ten sie wkurwil i
malo mnie nie wyrzucil z samochodu. Kiedy wbieglem na korytarz, gdzie miala
lezec moja Karolinka, okazalo sie, ze siedzi tam nasza kolezanka-wspollokatorka
w stanie podobnym do pierwszej surykatki. Powiedziala, ze byly razem,
przechodzily przez jezdnie i nagle ktos w nie wjechal. Wjechal i pojechal
dalej. Moja zona byla w bardzo ciezkim stanie. Uderzenie podrzucilo ja wysoko
do gory, jak spadla to... Podejrzewano uszkodzenie kregoslupa szyjnego,
miednicy, wstrzasnienie mozgu. Lezala wstepnie opatrzona i czekala
najprawdopodobniej na operacje, bo podejrzewali jakis krwotok wewnetrzny. Jak
przyjechalem to analizowali zdjecia chyba tomokomputera. Musialem sie
maksymalnie skupic by zrozumiec te opowiesci z ust przytulonej do mnie
dziewczyny, ktora prawdopodobnie sama cudem uniknela tragedii. Jak juz zdalem
sobie sprawe z tego wszystkiego - runalem na ziemie. Nie bylem w stanie zmusic
nog do posluszenstwa, ktore zgiely sie pode mna, jak by byly ze zwinietej
chusteczki higienicznej. Ktos podbiegl pomagajac mi sie podniesc, ale tak
podpelzlem pod sciane i siedzialem tam dochodzac do siebie. Zbiegli sie
nastepni. Nie pamietam, co dokladnie sie wydarzylo, bo urwal mi sie film.
Ocknalem sie na fotelu, pod czujnym okiem pracujacej obok pielegniarki.
Powiedzialem, ze wszystko ok, tylko nogi.. ze nie moglem nad nimi zapanowac, ze
chcialem wstac, ale nie moglem i cos tam bredzilem, az nie uswiadomilem sobie,
co ja tutaj robie. "Moja zona!?" - tylko ponoc wykrzyknalem zaczalem
podnosic sie z fotela. Nogi dalej, a moze znow, mialem miekkie jak z waty, a
kiedy to pisze, z trudem opanowuje emocje. Kiedy wreszcie pani zaprowadzila
mnie pod sale, gdzie upadlem powiedziano jej, ze Karolcia jest juz na stole i
ze nie jest dobrze. Chwialem sie, nie panujac nad nogami, ale kazalem sie
prowadzic na blok operacyjny. W poczekalni zobaczylem siedzacych w fotelach jej
rodzicow i nasza kolezanke, ktora probowala im opowiedziec przebieg zdarzenia.
Po jakims strasznie dlugim czasie wyszedl wreszcie lekarz. Nie wiem dokladnie
co mowil, ale rodzice zaczeli plakac, a mnie serce bilo jak oszalale i znowu mi
sie urwal film. Znow zostalem sam!
Dwa dni po tej tragicznej nocy, kiedy to
stracilem milosc swojego zycia zadzwonil telefon. Myslalem,ze to kolejny klient
raczej ze zjeba za nieprzyjscie w umowionym terminie niz z propozycja nowej
fuchy, ale zauwazylem kierunkowy siedlecki. Odebralem. Dzonil ojciec mojej
Karolinki, ktory powiedzial, ze znalazl moj numer w Jej telefonie, ze czytali z
zona smsy i ze szpitala dostali Jej rzeczy, wsrod ktorych byl tez pierscionek.
Poniewaz kontakt zatytuowany byl "Moj maz", a wczesniej Karolinka
dzwonila do matki mowiac, ze wlasnie ktos sie jej oswiadczyl, ale jeszcze nie
powie kto, ze ponoc mielismy przyjechac w weekend, razem na obiad - wnioskuje,
ze to ja jestem narzeczonym jego corki. Potwierdzilem, ze tak, ze pierscionek
dostala ode mnie i przyjela oswiadczyny. Bardzo kulturalnie, choc napewno
wszystko to bylo tak samo trudne dla nich, jak i dla mnie, powiedzial jeszcze,
ze w takim razie oczywiscie powiadomia mnie o dacie pogrzebu, ktory bedzie tu i
tu, a nie w Warszawie, gdyz ich corka pochodzila wlasnie stamtad, ale pomimo,
ze czas jest malo odpowiedni - chcieliby mnie poznac wczesniej, jesli to
mozliwe. Odpowiedzialem wiec, zwracajac sie do niego per pan i z imieniem, ze
dobrze mnie znaja, gdyz to ja jestem ten i ten, ze chodzilem z Karolcia w
liceum, potem nasze drogi nieco sie rozeszly przez moich rodzicow, ale od pol
roku, kiedy to spotkalismy sie przypadkiem - znow bylismy razem. I ze
naturalnie bede bardzo wdzieczny za telefon z data pogrzebu, gdyz nie weobrazam
sobie, by moglo mnie na nim zabraknac. W odpowiedzi uslyszalem tylko "aha,
wiec to ty.." i pozegnalismy sie. Wiem, ze Jej rodzice byli bardzo
kulturalni i mimo, ze nigdy nie dali mi tego po sobie poznac, przez moja
przeszlosc, czy dziecinstwo - nie byli do mnie radosnie nastawieni, jako do
chlopaka ich corki. Wg nich ona zaslugiwala na kogos lepszego, nie na
przyblede, wiec wiadomosc, ze to ja jestem ich przyszlym zieciem - napewno
zdrowo go zaskoczyla i nie byla po ich mysli. Choc teraz to przeciez juz bez
znaczenia.. Denerwowalo mnie tylko jedno, ze miasteczko, z ktorym mam tylko zle
wspomnienia, gdzie przezylem cale swe zjebane dziecinstwo, o ktorym chcialem
zapomniec, wymazac z pamieci - teraz bede nawiedzal czesto, bo bedzie tam
spoczywac moja prawie-zona, jedyna jasna gwiazdka w tej calej obesranej
okolicy, ktora jakis debil mi tak po prostu odebral, ktorej zniszczyl jej
piekne, mlode zycie. Ktora zgasil i pogrzebal. Z tym sie nie potrafilem pogodzic.
I chyba do dzisiaj nie potrafie. A sprawca wypadku? Warszawa pod tym wzgledem
jest fajna, bo Wielki Brat zewszad patrzy. Bez trudu ustalili auto, numery,
jedna z kamer nawet uchwycila kawal twarzy kierowcy. Okazala sie nim.. pewna
znana pani, chwilowo wowczas na podwojnym gazie. Suma sumarum - chuj jej
zrobiono, bo to byl jej pierwszy raz, bo ma dzieci no i najwazniejsze - miala
kase na najlepszego papuge, na rzesze bieglych, ekspertyzy itd. Dostala piatke
w zawiasach i sprawa sie rozeszla po kosciach. Ale nie dla mnie. Podczas
pogrzebu mojej Karolci, kiedy zegnalem sie z nia po raz ostatni i oddalem Jej
jej pierscionek - poprzysiaglem, ze dorwe drania. I pomalu, mimo tylu lat -
skladam swoj plan doskonaly..
Co jednak wtedy mialem zrobic? Nie potrafilem
sobie z tym poradzic. Nie mialem nikogo, doslownie nikogo by z nim nawet o tym
pogadac, by mu sie wyzalic, wyplakac. Wszystko to siedzialo we mnie. A takie
problemy nieleczone - lubia peczniec. Z tego wszystkiego zaczalem pic i znowu
palic, co rzucilem, bo Karolinka nie cierpiala smrodu dymu. To powodowalo
konflikty ze wspollokatorkami, ktore szybko kazaly mi sie wynosic. Przestalem
zarabiac, a z czasem wydalem nieliczna, ale cala odlozona kase. Znow bylem sam,
bez dachu nad glowa, z wielkim poczuciem niesprawiedliwosci i znow zadawalem
sobie pytanie - dlaczego znowu to mnie spotyka. W dniu, kiedy wyprowadzalem sie
bylem trzezwy, przeprosilem obie dziewczyny, podziekowalem, ze kiedys zgodzily
sie mi dac szanse i przygarnely pod wspolny dach. Na podstawie tego, co mowily
zorientowalem sie, ze nie maja pojecia o mojej sytuacji zyciowej. Ale przeciez
nie bede nikogo bral na litosc, prawda? Honor, honor i jeszcze raz honor.
Jedyne, poza pechem, co w moim zyciu bylo niezmienne.
Spedzilem pierwsza noc na Dworcu Centralnym.
Poznalem przy tym jakis dwoch narkomanow - razem bylo razniej. Udzielili mi
kilku wskazowek, jak przetrwac. Niestety dosc bardzo rzucalem sie w oczy, bo
nie bylem ubrany w lachmany, nie smierdzialem, mialem ze soba torbe podrozna.
Tylko po prostu nie mialem na tym swiecie wlasnego lozka. Dwa razy bylem
spisywany - raz przez policje, raz przez sokistow i ochrone dworca. Dowod jaki
mialem mial wciaz adres mieszkania po moich bylych rodzicach, wiec mialem
wywalone na to. Rano powiedzieli mi, ze gdzies za dworcem, "przy
slimaku" (chodzilo o kreta ulice dojazdowa) daja jesc. Poszedlem. Dluga
kolejka lumpiarni chyba z calej Warszawy i tylko kilka stolikow z koszami z
chlebem i garnkiem czegos, pomiedzy owsianka a krochmalem. Zezarlem wszystko
marzac o dokladce. Wiedzialem, ze nastepne jedzenie - jutro o tej samej porze.
Opadalem z sil. Tych psychicznych. W kazdej zauwazonej blondynce widzialem moja
narzeczona. Widzialem obrazy w glowie, a w uszach slyszalem tysiace Jej glosow.
Glowa mi eksplodowala. Nie potrafilem z tym walczyc, wiec po prostu staralem
sie nie ulegac. Drugiego dnia, w komisie GSM w pobliskim przejsciu opchnalem
swoja komorke. Byla stara, wiec gosc powiedzial ze wziasc moze ja tylko na
czesci, wiec dostalem grosze. Niedaleko byl nieistniejacy dzis supermarket
Rema1000, w ktorym kupilem bulki i mleko. Tak samo wygladaly kolejne dni. Po
czterach, zaczynalem wtapiac sie w tlum, tzn. bylem brudny, smierdzacy,
poplamilem gdzies spodnie. Na dodatek jak spalem - skradziono mi torbe. Tyle,
ze teraz wszystkie swoje dokumenty mialem juz poskladane na 100x w kieszeniach
kurtki. Znow zostalem goly i wesoly. Wtedy tez bezpowrotnie stracilem to, co
mialem teraz najcenniejszego - moja stara chuste rezerwisty. Pieniadze za
telefon zaczely sie konczyc, juz nie kupowalem mleka. Po poltora tygodniu zycia
na dworcu mialem dosc. Rozdajace jedzenie siostry poprosilem by na nastepny
dzien przyniosly dla mnie kartke w kopercie i dlugopis, gdyz musze wyslac list.
Dostalem go wraz z porcja zupy i pozniej przystapilem do pisania listu. Byl to
list pozegnalny. Wlasciwie nie wiem, do kogo mial byc kierowany. Bardziej
chodzilo o wyjasnienie motywow, prosbe o zrozumienie i wybaczenie przez tych,
ktorym moje odejscie moglo przyspozyc klopotow. Mialem juz wsrod mieszkancow Centralnego
swoja ksywke, ktorej szybko nauczyli sie tez patrolujacy stale ten teren
policjanci i ochroniarze zyjacy nota bene z mieszkajacymi tam bezdomnymi
"za pan brat". Podpisalem sie wiec tak pod listem obok swojej ksywki,
do koperty dolozylem moj duplikat swiadectwa z zawodowki, dowod osobisty,
ksiazeczke wojskowa, decyzje z PUP oraz pismo z WKU w Gdyni jakie mialem z
odmowa na moj wniosek i kierowaniem mnie ponownie do swojego WKU pomimo, jak
napisalem "niecheci komendanta do kierowania ochotnikow do sluzby w
marynarce, a jedynie w wojskach ladowych". Ksiazeczka RUM, nietknieta, z
powodu swych pokaznych rozmiarow - wyladowala w dworcowym smietniku. Koperte
zakleilem i schowalem. Plan mialem taki, by nad ranem podrzucic ja na dworcowy
komisariat, a samemu pojsc na most i skoczyc do Wisly. Zadne wieszanie, zadne
bzdury, tylko cyk i po sprawie. Nawet jak bym nie polamal sie od upadku - w
obecnym stanie napewno bym nie doplynal do brzegu i utopil sie. Nie mialem ani
po co, ani dla kogo zyc.
Jak postanowilem, tak zrobilem, choc wiedzialem,
ze jak juz zostawie list, nie bedzie odwrotu - nie byloby honorowo speniac nad
barierka. Wtedy juz trzeba skakac. I stalem juz na moscie, ba, nawet siedzialem
na barierce z nogami na zewnatrz, ale jeszcze uslyszalem swoja Karolinke. Nie
chcialem tego w tym momencie. Zawsze uwazalem samobojcow za tchorzliwe smiecie,
ktore samemu uciekajac od problemow - stwarzaja je innym. Bo np. taki ojciec
sie wiesza, bo rodzina ma dlugi, a on juz nic wiecej nie moze zrobic. Czy
pomaga tym rodzinie?? No kurwa nie! Wrecz przeciwnie, nie dosc, ze dlugi nadal
pozostaja, to wszyscy cierpia po stracie ojca i meza, a w dodatku teraz cala
rodzine musi utrzymac sama matka. Bo wisielec od problemow siebie samego tylko
zwolnil. A jesli jeszcze nie powiesi sie we wlasnym mieszkaniu, tylko gdzies
indziej? Stwarza problemy wlascicielowi obiektu! Ze mna bylo inaczej. Ja nikomu
nie robilem problemu. No moze tylko nurkom, ktorzy moze by mnie szukali, ale
liczylem, ze gdzies, kiedys wyplyne. Nie mialem rodziny, nie mialem nikogo. Tak
naprawde moja smierc nikomu by nie zaszkodzila, nie przyniosla zadnej straty,
cierpienia. Bylem nikim. Nikt o mnie nie wiedzial, dla nikogo nic nie
znaczylem. Nie mialem dlugow, ale tez nie mialem zadnego majatku. Nie mialem
domu, auta, a narzedzia i kupione dvd - przepilem jeszcze mieszkajac z
dziewczynami. Nie liczylem tez, ze ktokolwiek ruszy dupe by mnie szukac.
Niestety, mylilem sie. Pisze "niestety", bo gdyby mi sie wtedy udalo
skoczyc - moze bylbym blizej mojej Gwiazdeczki, ktora napewno z gory patrzyla
na ma powolna agonie. Moze bylaby szansa, zanim trafil bym do lochow mieszac
kadzie ze smola - by choc raz jeszcze ja przytulic, by sie chociaz pozegnac,
czego tamtego dnia nie uczynilem nie chcac jej rano obudzic.. Wreszcie chcialbym
jej jeszcze tyle rzeczy powiedziec..
Potem powiedziano mi, ze jak przechodzilem przez
barierke widziala mnie jakas laska, ktora rano, przed praca biegala na praska
strone i spowrotem. Ona zadzwonila na policje. Dodatkowo ktos z komisariatu
kolejowego wczesnie zauwazyl moj list i ten juz byl przeczytany i oni, ze swej
strony tez powiadomili dyzurnego komendy miejskiej. Ten, dostal dwa sygnaly i
polaczyl fakty. Nie pisalem na ktory most ide i poczatkowo planowalem przejsc
tunelem na most kolejowy, ale obawialem sie, ze maszynisci porannych pociagow
powiadomia SOK o spacerowiczu na torach. Wybralem wiec most samochodowy, do
ktorego bylo dalej, ale liczylem, ze wciaz bedzie malo samochodow z racji
niedzielnego poranka. Siedzialem wiec walczac z Jej glosem w glowie, cos sie
tlumaczac, gdy uslyszalem wolanie. Jak sie obejrzalem - policjanci stali
niedaleko i nawolywali mnie do zejscia. Nie chcialem sie zgodzic, bo gdzie
mialem wracac, na dworzec? Przyjechala jeszcze jakas babka, potem sie
dowiedzialem, ze psycholog policyjna, ktora tak mnie zagadywala, az ktos
niezauwazenie sie zakradl do mnie i mocno chwytajac od tylu sciagnal mnie z
barierki na most. Co za kurwa pech - nawet zabic sie nie potrafie!
Odwieziono mnie na dolek. Potem przesluchiwal
jakis policjant - chcial wiedziec, kto mnie do tego namowil. Widzialem tez, ze
mial juz przy sobie w teczce moj list wraz z dokumentami, ktore zostawilem w
kopercie. Potem rozmawiala ze mna ta wlasnie pani psycholog. Nie wiem, ile
godzin tam siedzialem, ale dlugo. Bardzo dlugo. Kiedy przerobilismy juz moj
zyciorys, pani podziekowala i wyszla. Wrocil pierwszy policjant, ktory
oznajmil, ze nie ma podstaw do umieszczenia mnie na obserwacji psychiatrycznej,
oddal wszystkie moje dodkument i powiedzial, zebym skorzystal z pomocy
osrodkow, organizacji itp. i ze jak jeszcze raz sprobuje - beda musieli zamknac
mnie w wariatkowie. W sumie mialbym lozko, prysznic, dach nad glowa i 3 posilki
dzienne.. Policja odwiozla mnie do osrodka dla bezdomnych, gdzie wykapalem sie
i dostalem nowe ciuchy. Nowe, tzn. uprane, nie moje, nie, ze ze sklepu.
Nocowalem tam tez 2 noce, ale nie bylem w stanie tam wytrzymac. W wiekszosci
starcy, jeczacy, gadajacy, syczacy, knujacy cos - to, to jest dopiero
psychiatryk! Trzeciego dnia powiedzialem, ze musze wyjsc, wiec dostalem kurtke
i juz nie wrocilem. Poszedlem.. na Dworzec Centralny. Myslalem nad tym dwa dni
i nie bylo mi latwo, ale podjalem decyzje, ze bedzie to jedyna szansa sie jakos
odbic od dna.CDN