Urodzilem sie w drugiej polowie lat ’70, w stolicy naszego pieknego kraju. Wlasciwie wowczas, nie wydawal sie on taki piekny, bo najwczesniejsze obrazy jakie pamietam z dziecinstwa – to biale sciany z turkusowa lamperia z farby olejnej, biala lampa na suficie zlozona z 3 kregow plastikowych i 8, 10, moze 12 lozek. Wszystkie biale, metalowe ze srebrnymi, opuszczanymi barierkami po obu stronach. Moi wspolbracia w niedoli w takich samych flanelowych bialych pizamkach w blekitne paseczki z jakims wzorkiem. Tak wygladala klasyczna sala w domu dziecka na oddziale dzieci malych. Zajebioza, nie? Nie mam pojecia jak i dlaczego sie tam znalazlem, ale z perspektywy lat – uwazam,ze szkoda czasu na dociekanie. Co sie stalo i tak sie juz nie odstanie. A w sumie wszedzie mozna dopatrzyc sie jakis pozytywow. No bo byl to caly swiat, jaki znalismy, nie majac pojecia, ze gdzies, za sciana, za wysokim, ceglanym murem przypada az dwoje doroslych na jedno dziecko. U nas bylo kilkanascioro dzieci na jedna "mame". Wlasciwie to jestem pechowym czlowiekiem i pech sie mnie trzyma od urodzenia. Mialem mega szczescie,ze jako niecale 2-letniego gowniarza chcial ktos adoptowac. Tzn.zostalem mu przydzielony. I musial byc to ktos na owe czasy wazny, bo nie on przyjechal do bidula, tylko mnie mieli mu zawiezc. Domyslac sie tylko moge, ze jechalismy sluzbowym samochodem, wowczas byla to Nysa, az do Lublina. Czemu akurat tam, jak Domow Malego Dziecka bylo przeciez w kraju w brod? Nie wiem i nikt tego nie wie. Ale podczas drogi sie przeziebilem. Tak kiepsko wyszlo, ze zlapalem zapalenie pluc i wkrotce juz lezalem ledwie zywy w szpitalu. Tak stracilem swoja niebywala szanse na inne zycie. Kolejna, miala nadejsc niestety dopiero wiele lat pozniej.. Oczywiscie nie pamietam wszystkich tych rzeczy, ktore opisuje, ale majac 19 lat napisalem do swojego starego DMD i poprosilem o spotkanie z dyrektorka, wyrazajac chec obejrzenia calej dokumentacji, jaka na moj temat mieli. Nie bylo to z jakis wzgledow latwe, ani proste, ale sie udalo. Stad moge jakies swoje skrawki zapamietanych obrazow z dzieciecej glowki poszerzyc o pewne informacje z urzedniczych zapiskow. Mozna powiedziec,ze odtwarzam wlasne drzewo genealogiczne, wlasna historie. A ta, mimo,ze popieprzona, nie jest na szczescie az taka dluga.. Wrocmy wiec do warszawskiego bidula, gdzie wrocilem prosto z lubelskiego szpitala. Znow bylem wsrod swoich i nie rozumialem naturalnie po co byla ta cala podroz (jesli w ogole rozumialem,ze dokas jade..), a potem inne biale lozeczko w innej bialej sali. W sierocincu bylo w chuj dzieciakow, ktorzy mieli takie samo szczescie jak ja. Tez ktos, kto je splodzil mial je w dupie i zostawil w szpitalu. Oczywiscie, kilkoro bylo po wypadkach, ale generalnie wszyscy – niechciani i odrzuceni. Tylko co my i komu takiego zrobilismy?? No dobra, bo nie chce wchodzic w polityke. Umowmy sie,ze w pokoleniu naszych rodzicow wiedza o antykoncepcji nie byla na oszalamiajacym poziomie i ciaz chyba jednak bylo wiecej niz teraz. O gumki ponoc bylo ciezko, o hormonalnej antykoncepcji juz nie mowiac. Podobno tzw. spiralki miedziane byly dostepne, ale jak to spirala, sama nie daje mega pewnosci, tym bardziej bez hormonow.. W bidulu – troche jak w szkole, troche jak w wojsku. Byla ‘fala’ i starsze roczniki jezdzily na nas, na gowniarzach ostro. Nie bede opisywal, co czasem nas spotykalo, bo.. po prostu nie wypada. Bylo ciezko,ale wyjscia nie bylo. Kazdy musial przetrzymac, nikt sie nie wieszal, jak teraz byle gowniarz, ktorego ktos shejtuje na fejsie zaraz pisze list i sie wiesza! Ludzie, litosci! Bidul hartuje. Zabija jednoczesnie serce, zabija uczucia. Robi z ciebie zimnego skurwysyna, ktory mysli tylko o sobie i wie, ze jak bedzie miekki – to zginie. Nie ma tam miejsca na sentymenty. Umowmy sie, ze jeden wychowawca na „klase”, ktory jest jednoczesnie twoja mama, tata, ciocia, dziadkami i swietym mikolajem w grudniu to troche malo jak na wyksztalcenie prawidlowych relacji miedzyludzkich. Jest konkurencja i albo jestes na fali, albo przynajmniej plyniesz z pradem, albo jestes slabiakiem i cie zajezdza. Do tego dochodzi bardzo silne uczucie jakim jest zazdrosc. Zazdrosc, ze jakiegos tam kolege odwiedzali juz jacys potencjalni nowi rodzice, a o ciebie nikt nie zabiega. Nikt cie nie chce.. Wreszcie ktos znika, zabieraja go, kurwa, jaki szczesciarz. Tez bym tak chcial, ale co z tego, kiedy z moich checi i marzen moge sie wyspowiadac do rolki srajtasmy wiszacej obok w jedynym miejscu, gdzie ma sie na tyle prywatnosci, ze czasem mozna sobie pozwolic, by sobie poplakac. No i nadszedl ten dzien – mnie tez ktos ogladal, ale.. nic z tego nie wyszlo. Potem za kilka tygodni nastepni, a potem znow ci sami. Nawet dostalem cos od nich, chyba samochodzik, ale oczywiscie starszaki mi go zajebali jak tylko wrocilem na oddzial. Mialem az 8 lat, kiedy zabrali mnie moi nowi rodzice do mojego nowego domu, pod Siedlcami. Balem sie jak jasna cholera, bo jak na adopcje – bylem juz naprawde stary. Poza tym zaczalem podstawowke, a tu bedzie nowa szkola, zaraz wszyscy sie dowiedza,ze jestem inny i bedzie draka. Ale jakos przetrwalem. Nie obylo sie bez kilku solow, gdzie na zmiane – ja dostawalem wpierdol i ja mlocilem innych za „sierote”. Nie bylo lekko, ale jako taki szacunek zdobylem. Przynajmniej nie czepiali sie mnie, bo w lawce siedziec nikt ze mna nie chcial. Z chlopakow oczywiscie, bo w tym wieku dziewczyn sie unika naturalnie. Moi przybrani rodzice byli chyba zgodnym malzenstwem. Wzieli mnie, bo sami juz dlugo starali sie o dziecko i nic z tego nie wychodzilo. Od poczatku wydawalo mi sie,ze lepszy kontakt mam z mama, jak z ojcem. On tak mnie na dystans trzymal i surowy byl. Kazda uwaga, kazda dwoja, to zaraz bral pas, klekal na jedno kolano i bylo lanie na goly tylek. Kiedy odkryl,ze wielki, ozdobny, gruby, skorzany pas mamy na mnie juz nie dziala, bo przywyklem – zmienil taktyke i dostawalem rzemieniem, smycza psa. To kurestwo bylo bolesne! Ale – po pierwsze duma – zero odglosow, czego nauczyli mnie starsi koledzy w bidulu. Zeby bolalo, to ryj na klodke by wychowawca nie przylecial. Nie wazne, ze by mi pomogl, ale my – to my, a wychowawca – to oni. Dwa rozne swiaty i honorowym trzeba bylo byc. Nie bylo kablowania i zalenia sie. Jak mozna bylo – bralo sie na chujach odwet, ale wszystko zalatwialismy sami ze soba. I tak mi zostalo. Chyba do dzisiaj.. Skonczylem podstawowke bez zadnych rewelacji. Oczywiscie, jak co roku, a dokladniej jak co pol roku, bo przeciez na koniec semestru tez byly oceny – dostawalem wpierdol od ojca na gola dupe. Potem przez kilka dni jadalem obiad na stojaka, bo dosc sie nacierpialem muszac siedziec w szkole. Pasy wcale nie powodowaly, ze pokochiwalem nauke, ale sukcesywnie rosla we mnie nienawisc. Nienawisc do doroslych, do calego swiata. Do ojca, ktory za coraz to wieksze gowno cial mi dupsko rzemieniem, do matki, ktora zawsze milczaco odchodzila i zamykala sie w kuchni, do nauczycielek, ktore mimo przeciez moich checi – stawialy mi dwuje, czasem tylko z litosci chyba cos wiecej. Przez te wszystkie lata tylko jedna, juz w osmej klasie przyznala sie, ze jak dowiedziala sie,ze jestem sierota – to mi zawsze podwyzszala. Geograficzka taka. Kurcze, a co ma piernik do wiatraka!? Wiec skonczylem ta zasrana szkole i mialem w sobie tyle agresji, ze na podworku zrobil sie ze mnie niezly zabijaka. Potrafilem spuscic wpierdol tak bez powodu, zabrac komus kapsle (byla kiedys taka gra „w kapsle”), rozpierdzielic dziewczynom zamki w piaskownicy, albo pogonic kota. Dzis wiem,ze to bylo idiotyczne, ale dzieciak tak nie mysli. Zreszta nie okazalem sie byc Einsteinem, wiec zapal rodzicielski moich przybranych przez tych 7 lat zdecydowanie oslabl. Nie mialem wielkich zainteresowan, nie mialem przyjaciol. Nie mialem swojego zwierzaka, nawet rybek czy chomika. Bylem sam. Znow, albo raczej - dalej bylem sam. Pamietam, ze mialem jedna kolezanke. Niestety nie mam zadnych zdjec, nie jestem tez pewien jej imienia. Ona po prostu bawila sie czasem ze mna. To mi wowczas wystarczylo, by zostala moja najlepsza (i jedyna) kolezanka i by utkwila mi w pamieci po dzis dzien. Mieszkala na sasiednim podworku wraz z inna dziewczynka, ktorej ktoregos lata rodzice kupili namiot. Cale lato ten namiocik stal rozlozony na trawniku przed blokiem i do zabawy w srodku byli zapraszani tylko wyrozniajacy sie koledzy i kolezanki. Glownie kolezanki. Jakims cudem - byc moze wlasnie dzieki niej - zostalem zaproszony do zabaw w wiekszym gronie. Nie pamietam tez jak to sie zaczelo, ale w pewnym momencie, jak to dorastajace dzieci maja - zaczynaja interesowac sie swoim cialem.. No i bylo cos takiego, ze bylismy w kilku w tym namiocie (plus oczywiscie jego wlascicielka ze swoja przyjaciolka) i... mierzylismy sobie, ktory z nas ma wiekszego. Ja jebie, wstyd to pisac, ale obiecalem terapeutce, ze bede pisal prawde i wszystko co pamietam. Nie wiem, jaki byl cel tej zabawy, bo wszyscy mielismy wowczas przeciez mikro-siurki, ale wiem, ze wowczas zrobil bym wszystko, by zyskac akceptacje rowiesnikow i miec normalnych kolegow, jak inni. Mysle, ze dla nas nie mialo to wiekszego znaczenia, choc moze kolezanki lepiej ja zapamietaly, bo owa przyjaciolka wlascicielki namiotu - byla moja pozniejsza dziewczyna. No wiec wracajac do konca szkoly i moich zainteresowan - poza nienawiscia do wszystkiego i wszystkich, a szczegolnie do ojca - byla jedna rzecz, ktora mnie interesowala. W sasiednim bloku mieszkalo starsze malzenstwo, gdzie facet byl krotkofalowcem. Oczywiscie wtedy nie rozumialem co to takiego, tylko widzialem duze anteny i przewody zwisajace do jego mieszkania, a latem przez otwarte okno dawalo sie w ciche dni, lub wieczorami slyszec jakies dziwne dzwieki, rozmowy w dziwnych jezykach itd. Bylo to tak tajemnicze i zarazem fascynujace, ze zaczalem niemal sledzic dziadka jak tylko wychodzil z domu. Bylem wtedy gdzies w 7 klasie, czyli cofamy sie teraz jeszcze o rok od moemntu, gdzie mierzylismy sobie... Dziadek mnie zauwazal, ze za nim laze, ja sie chowalem, i tak bawilismy sie w kotka i myszke. Kiedys jednak mnie przechytrzyl i wpadlem wprost na niego. Zamurowalo mnie i stalem na wdechu widzac jak pochylal sie do mnie. On myslal, ze - jak to dzieciak - laze za nim, bo chce mu jakis psikus zrobic, zaczepiac go, przedrzezniac. A ja stalem jak zamurowany i po raz pierwszy naprawde balem sie starszego czlowieka i jego wzroku. Wytargal mnie wtedy za ucho opieprzajac za gowniarskie zabawy i... tu stalo sie cos, co w sumie pomoglo mi. Cala sytuacje widziala wracajaca do domu z pracy mama. Potem pogadala z dziadkiem, przeprosila i zabrala mnie do domu. Jak wrocil ojciec z pracy... dostalem taki wpierdol, ze po raz pierwszy krew mi z dupy leciala. Napuchla od rzemienia tak, ze ledwo stalem, spalem na brzuchu, a podczas lania pierwszy raz darlem sie w nieboglosy. Znienawidzilem chuja juz doszczetnie. Pamietam, ze jak przestal powiedzialem, ze go nie kocham i ze zabije go, na co zareagowal smiechem i dalej zaczal okladac rzemieniem. Nie wytrzymalem i rzucilem sie na niego. Byl zaskoczony. Dostal w twarz raz, moze dwa, ale wiekszy, silniejszy, dojrzaly mezczyzna bez trudu okielzna 14 latka. Dostalem wtedy po czym popadlo. Szedl jak chlop z cepem i napierdalal smycza w co trafil, wreszcie matka sie na niego rzucila by dal spokoj, bo... sasiedzi zawiadomia policje bo darlem sie, wyzywajac go jak tylko paskudnie umialem. Od tego incydentu - traktowal mnie jak smiecia. Gowno, ktore przylepilo sie do buta i jest z nim tylko problem. Przez kilka dni nie wychodzilem z domu. Matka kazala mi zostac, a w szkole ponoc powiedziala, ze jestem chory. Mialem podbite oko, a na calym ciele rozowe, opuchniete pregi od rzemienia. Zaparlem sie, ze nie bede nic jadl, pilem tylko kranowe w lazience jak szedlem sie odlac. Nie rozmawialem z nimi i przeklinalem dzien, w ktorym zabrali mnie z bidula. Jak sie okazalo - nie ostatni raz.. Po jakims czasie znow spotkalem tego dziadka, ktory mnie poznal. Szedl z zona. Cos do mnie zagadal, ale pamietam, ze odpowiedzialem, ze "nie musial pan mowic wszystkiego mamie, bo dostalem wielkie lanie, a przeciez nic panu nie chcialem zlego zrobic" i ucieklem. Nie wiem, czy dziadkami ruszyly sumienie, czy zrobilo im sie glupio, ale kiedy znow za jakis czas mnie zobaczyl - przywolal do siebie i spytal o tamten raz. W rozmowie wyszlo, ze jestem adoptowany i ze dostalem lanie. Zrobilo mu sie chyba glupio. Pytal wiec czemu go sledzilem, a ja pewnie opowiedzialem o antenach i w ogole o dziwnych dzwiekach.. Tak sie zaczela moja przygoda z krotkofalarstwem. Dziadek zaprosil mnie do domu by mi pokazac swoj sprzet. Pomimo zakazu rodzicow chodzenia do kogokolwiek uznalem, ze dziadek jest spoko i napewno gdyby wiedzial co mnie spotka - by mamie to wszystko inaczej wytlumaczyl. To, co zobaczylem - wygladalo jak statek kosmiczny. Bylem autentycznie zafascynowany zarowno sprzetem radiowym jak i tym, ze moze gadac z ludzmi z innych miast, bo ze z innych krajow i kontynentow - przekraczalo nieco moja weobraznie. Pokazywal mi tzw. QSLki - czyli takie specjalnie wypelnione widokowki, ktorymi wymieniaja sie krotkofalowcy na potwierdzenie przeprowadzonej lacznosci dalekiego zasiegu. Juz wiedzialem, ze chce byc krotkofalowcem! To byl calkowicie nowy swiat, jakiego nigdy wczesniej nie znalem, cos, co otwieralo przede mna mase nowych mozliwosci, kontaktow. Tylko gdzie pracuja krotkofalowcy? No i pech, znow ten pech. Okazalo sie, ze dziadek byl radzikiem w wojsku (i na takowym sprzecie pracowal) i ze nie ma ani takiego zawodu, ani takiej szkoly. Jak pech - to pech! Odtad zawsze po szkole, jak rzuciwszy w domu tornister uciekalem na podworko - bieglem do dziadka. Nawet do niego tak mowilem. Czesto nawet dostawalem cos do zjedzenia i nawet tam wolalem, bo babcia gotowala bez porownania lepiej niz mama. Tez same zupy, ale za to duzo smaczniejsze. Dziadek tez zaczal mi kupowac taki miesiecznik dla dzieci i mlodziezy - "Kaleidoskop techniki". Od ktoregos numeru trwal juz w nim cykl artykulow - "I ty zostaniesz krotkofalowcem". To bylo to! Podstawy elektryki i elektroniki, omowienie zjawisk fizycznych wykorzystywanych przy lacznosci radiowej, opisy prostych konstrukcji radiowych do samodzielnego wykonania. Pamietam, ze pod choinke prosilem rodzicow by mi kupili w Skladnicy Harcerskiej (byly kiedys takie sklepy nie tylko z art. mundurowymi czy turystycznymi, ale i modelarskimi i elektronika) lutownice i taki zestaw do samodzielnego zmontowania odbiornika radiowego na fale dlugie. Niestety, Mikolaj, jak co roku - przyniosl mi skarpety i czapke.. Wiec kiedy skonczylem szkole podstawowa i doszedlem do siebie po laniu za najslabsza w klasie cenzurke - przyszla pora na wybor nowej szkoly. Kolejny etap niekonczacej sie nigdy edukacji.. Rodzice mieli wylane na to gdzie pojde, co bede robil. Bylem krnabrnym nastolatkiem, do ktorego juz nie mieli sily i zwyczajnie znudzili sie juz mna. Dawno minely te czasy, kiedy choc starali sie okazywac mi jakies pozytywne uczucia. Znow bylem nikomu niepotrzebny. Ale wtedy wydarzylo sie cos jeszcze, w ramach kary za slabe wyniki, jak nie bylo mnie w domu - ojciez zabral i wyrzucil cala moja kolekcje Kaleidoskopow! Kilkadziesiat gazetek od dziadka poszlo weg! Jak wrocilem do domu i zobaczylem pusta polke - wpadlem w szal. Pamietam, ze zrzucilem z regalu dwa krysztalowe wazony, z duma zdobyte jeszcze za czasow tzw. komuny przez rodzicow, chwyciwszy zas cos twardego, juz nie pamietam co, zbilem wielkie lustro wiszace w przedpokoju. Zbluzgalem matke i zaocznie ojca wypominajac im, ze nie jestem zabawka i ze w bidulu byloby mi lepiej niz z nimi i ucieklem z domu. Dokad mogl pobiec wkurwiony maly agresor, ktory czul sie wydymany przez caly swiat? Do dziadka.. Pamietam, ze jednym tchem opowiedzialem wszystko, co sie wydarzylo, a babcia mnie przytulila. Tak, obca kobieta mnie przyulila i to w taki sposob, jakiego nie doswiadczylem nigdy przedtem. Trzeci raz w zyciu tak porzadnie sie poryczalem. Chyba z bezsilnosci i bezradnosci wobec calej sytuacji, w jakiej sie znalazlem.. Poszedlem do zawodowki. Tak, kiedys istnialy tzw. zasadnicze szkoly zawodowe, ktore po czasie tzw. transformacji ustrojowej kolejni bezmyslni ministrowie edukacji sukcesywnie likwidowali. No bo przeciez kazdy chcial byc magistrem! Tylko fachmanow sie nie szkoli, a ci, co cos umieli - wyjechali na zachod. Spoleczenstwo same siebie uposledzilo.. Ale mialo nie byc polityki. Ok, wiec ksztalcilem sie na elektryka. Uznalem ze taka wiedza najbardziej mi sie przyda by pracowac w jakims zawodzie zwiazanym z radiokomunikacja. Poza tym, nikt mnie nie zdopingowal, bym np. poszedl do technikum, wiec wybralem sobie zawodowke. I nie zaluje, bo jak sie okaze - troche mi to pomoglo stanac na wlasne nogi. Czas trzyletniej szkoly to czas bardzo niespokojny. W samej szkole duzo sie dzialo - np. nauczylem sie palic papierosy. No, w koncu bylem juz taki dorosly i moglem zaimponowac dziewczynie jak bardzo potrafie sie zaciagnac bez kaslania. Pamietacie przydupaske tej od namiotu? No to zostala moja dziewczyna. Pierwsza dziewczyna, taka prawdziwa. Wczesniej w podstawowce mialem dwie na oku, ale chyba nie bylem mistrzem w podrywaniu. Nie mialem starszego brata by sie spytac jak on to robil ani z rodzicami na ten temat nie mialem nawet co zaczynac gadac. Wiec do wszystkiego dochodzilem sam. Z bardzo roznym skutkiem. Ale ta dziewczynka juz nieco dojrzala, wyladniala, cycki jej urosly nawet bardzo i w ogole byla mila. Nie unikala mnie, nigdy mi nie docinala, ze jestem dziecko z probowki bo nie mam prawdziwych rodzicow itp. To z nia zaliczylem swoj pierwszy raz. Eh... co to byl za raz... Widzialem wczesniej w zyciu jednego pornosa, jeszcze w 6. klasie kolega zaprosl na wagary do siebie, bo widzial jak wujek z Niemiec przywiozl kasete wideo z gola baba. Okazal sie to typowy, niemiecki, oblesny pornol, jakie w nieco pozniejszych czasach mozna bylo obejrzecz na RTL czy Sat1. Oblesni, wasaci faceci z kedzierzawa fryzurka ruchajacy zarosniete babki jeczace jakby je ktos siekal zywcem.. Ale mysmy wszyscy wpatrzeni w kineskop gnietli sie po ptakach i jajkach. Tak wygladala moja edukacja seksualna. Dwie godziny akcji siedmiu krasnali z krolewna sniezka.. No, a potem byla Karolina. Wowczas w niej podkochiwali sie wszyscy chlopacy z podworka i kazdy marzyl by ja wymacac. Choc pewnie jakby przyszlo co do czego - byloby wielkie nic, ale pomarzyc mozna. Wiec kiedys sie zaczelismy calowac - jak na filmie, z jezyczkiem, tyle, ze nie bardzo bylo wiadomo jak to dokladnie zrobic. Obslinilismy sie jak pies nad miska i zaczelismy macac. Wtedy postanowilismy, ze "to" zrobimy. Zaluje, ze nie mam jej zdjecia z tamtego okresu, bo czesto go wspominam. Slyszeliscie, ze prawdziwa milosc nigdy nie rdzewieje?? U mnie w domu bardzo sie zmienilo. W wakacje po 2. klasie zauwazylem, ze mama spuchla. Urusl jej brzuch, ale taki nienaturalny, bo przeciez wcale tyle nie zarla... Tak, okazalo sie, ze byla w ciazy! Tyle lat staran i byc moze leczenia i im sie udalo. Odtad to w ogole ja przestalem sie liczyc i zaczeli mnie ignorowac juz zupelnie. Czy zrobilem cos dobrego - normalka, ale nawet jak dostale pale, albo uwage mialem, wagary - ojciec mial to juz w dupie. Rzemien wisial jak niegdys na wieszaku i znow bezrobotnie czekal na psa. Elektryk okazal sie strzalem w 10! Naprawde interesowalo mnie to, co przekazywali nauczyciele. Jakaz odmiana po nudnej podstawowce. I nikt nie musial stawiac mi ocen z liosci. Takze tu nikt nie wiedzial, ze jestem adoptowany, wiec nie bylo docinkow. Bylem takim samym gamoniem, jak 100% moich nowych kolegow. Szkoda, ze szkola trwala tylko 3 lata. Skonczylem ja z dobrym rezultatem, zdobylem zawod. Pierwszy raz z duma wracalem do domu by sie pochwalic rodzicom, ze cos mi sie wreszcie udalo, ze moze nie jestem takim wyrodnym gnojem jak mysleli, ale w domu bylo jakos chlodno. Nikt sie nie ucieszyl na moje wiesci. Wieczorem, przy kolacji widzialem, ze atmosfera jest juz tak gesta, ze zaraz przestanie byc mozna oddychac. No i stalo sie - ojciec przemowil. Nie pierdolil sie ze wstepami, tylko oglosil sciskajac reke mamy, ze wreszcie jest w ciazy i wreszcie beda mieli swoje dziecko. Ze pokladali we mnie nadzieje, ale oczywiscie to ja ich zawiodlem i okazalem sie glupszym niz mysleli. Ze skompromitowalem ten dom idac do zasadniczej i ze skoro niedlugo osiagne pelnoletniosc, to... mam tydzien na wyprowadzenie sie. To bylo jak grom z jasnego nieba. Jak to kurwa "na wyprowadzenie sie"?? Znow moje szczescie sie odezwalo - wyjebali mnie z domu! Nigdy sie nie kochalismy. Nigdy oni mnie nie kochali, a sami swoim postepowaniem nie dali mi szansy ich pokochac, ale ze co, jak smiecia, jak zuzyta zabawke, do kosza, bo teraz bedzie nowa maskotka?? Ja jebie, nie potrafie opisac tego, co wtedy poczulem. Nawet teraz, po tylu latach, jak to pisze to w srodku mnie sciska i glowa zaczyna pulsowac. To nie bylo ani mile, ani sprawiedlwe. Kolejny raz dorosli mi wpierdolili. Nie mialem pojecia co ze soba zrobic. Niby mieli obowiazek sie mna zajowac do 18, ale pewnie uznali, ze skoro ich wlasne dziecko ma sie urodzic lada dzien, to najlepiej odzyskac dla niego pokoj juz teraz, odnowic go, a ja i tak za 4 miesiace bede pelnoletni, wiec nawet, gdyby sprawa mojego wyrzucenia mial sie zajac jakis urzad, sad itd. to procedury potrwaja napewno dluzej i sprawa i tak sie nie odbedzie. Honor. Honor jest w zyciu sprawa najwazniejsza! Zostawilem jedzenie i poszedlem do lazienki i spac. Nastepnego dnia rano, pojechalem kupic sobie duza torbe turystyczna i spakowalem swoje ubrania. Nie mialem tego duzo, ale jednak moglem kupic ja ciut wieksza. Poniewaz uprzednio juz otrzymalem kategorie A, nie majac rodziny, nie majac wlasnych pieniedzy, ani gdzie sie podziac - choc nie sadzilem, ze kiedykolwiek to nastapi - dobrowolnie udalem sie do WKU, gdzie jakiemus chorazemu opowiedzialem swoja historie i poprosilem od razu o bilet zglaszajac natychmiastowa chec odbycia zasadniczej sluzby wojskowej. Byl jakis prolem, bo majac 17+ wymagana byla zgoda rodzicow lub opiekunow, ale powiedzialem, ze na jutro ja doniose. Wypytali mnie jeszcze o kilka rzeczy i dali druk dla rodzicow. Oczywiscie tym chujom nigdy go nie dalem. Poszedlem do mojej dziewczyny, ktora wypelnila go za nich i na spole podpisalismy - ona za matke, ja za ojca. Wtedy tez kochalismy sie ostatni raz, a w sumie - to czwarty lub piaty.. Bylem tez wsciekly z innego powodu. Za kilka miesiecy, kiedy osiagnal bym tzw. pelnoletniosc, bedac wciaz wychowankiem domu dziecka - moglbym sie starac o przydzial mieszkania komunalnego. Miasta zawsze maja jakas pule lokali wlasnie dla wychodzacych z bidula. A moja adopcja wyeliminowala mnie z kregu mogacych starac sie o dach nad glowa na preferencyjnych warunkach. Wiec mimo, ze bezdomny - znow mialem pod gorke. Poniewaz sam sie zglosilem, to mialem status ochotnika. Nie bylo to pomocne we fali. Dziadki takich nie lubily i jezdzili po mnie, ale w mojej kompanii chlopaki znali prawde, wiec traktowali mnie jak rownego. Karolina przyjechala na przysiege, ktora mialem razem z planowym poborem mlodych kotow. Stanal mi jak tylko ja zobaczylem - tak sie wylaszczyla. Wygladala naprawde przepieknie. Wszyscy chlopacy mi zazdroscili takiej dziewczyny. Niestety, jak mielismy chwile dla siebie i jeszcze chcialem ja namowic na ostatniego loda - powiedziala, ze przyjechala sie pozegnac. Ze z nami nic nie bedzie, ze sie nie uda. Wiedzialem, ze jej rodzice widzieli ja w bialm kitlu, w jakims dobrym szpitalu, ale nie sadzilem ze tak to sie potoczy. Niestety - zycie. Prosty elektromonter i pani doktor nie ida w parze. Wiec nie bylo ani loda, ani pozniejszego jezdzenia na przepustki. Oddawalem swoje przepustki w zamian za rozne rzeczy kumplom, bo dokad niby mialem jezdzic? Ale cos we mnie roslo, cos pecznialo i dopiero pozniej okazalo sie, jak silne bylo to uczucie. Bedac juz dziadkiem pojechalem na przepustke. Byla jedna osoba, ktora chcialem zobaczyc. Tak naprawde jechalem z zamiarem dosc niecnym, ale nie potrafilem juz sobie poradzic z tym, co we mnie siedzialo. W swej pustej glowie wymyslilem, ze odwiedze Karolinke i wezme ja, chocby sila... Byl wieczor, poszlism do pobliskiego parku i juz... ale nie moglem. Na szczescie nagle gdzies jakas iskra w mozgu sprawila ze sie opamietalem. Pocalowalem ja tylko, puscilem, wstalem i pobieglem szybko przed siebie. Jeszcze tej nocy siedzialem w pociagu do Gizycka. Do cywila wyszedlem jesienia, z ta sama torba, z ktora opuscilem mieszkanie moich przybranych rodzicow. Nigdy wiecej juz ich nie widzialem. Ani ja ich, ani oni mnie nie probowalism odszukiwac. I chuj im w dupe skurwysynom jebanym!! Pamietam, ze odziany w przepiekna chuste, na ktorej do centralnego motywu nagiej kobiety pozowala w moich myslach Karolina poszedlem sie napierdolic. Nie wiem, co sie dzialo, bo film mi sie urwal, ale obudzilem sie na dolku. Zgarnela mnie zandarmeria - tez jebane cioty, sfrustrowane i zakompleksione, czerwone pajace.. Najwazniejsze, ze mialem chuste, torby juz nie. Poszedlem do baru, gdzie napewno wiem, ze bylem uprzedniego wieczoru, ale ponoc tam jej nie zostawilem. Znow nie mialem nic. A zamkneli mnie bo ponoc wjebalem jakims gostkom, ktorzy widzac mnie zalanego - chcieli mi chuste zapierdolic. Mam nadzieje, ze przynajmniej zlodziejom powybijalem zemby. Siedzialem na dworcu do wieczora obmyslajac swoj plan na zycie.I takim zastala mnie noc. Ostatni pociag, tzw. nocna rzeznia, z malopolski, przez Bialystok, do granicy z Niemcami. MON placi, to co mi zalezy - kierunek Szczecin! CDN